Mamy to z wyboru
Prezes Zarządu KSM:
mgr Krystyna Piasecka
Szanowni Państwo! Sądziłam, że po dywagacjach wyborczych zawartych w poprzednich, marcowych „Moich Refleksjach" będę mogła kwestie te „odpuścić" sobie. Tymczasem okazują się one być nadal żywotne zarówno w rozmowach, w korespondencji, w różnych forach internetowych (z obrzydliwymi – tymi hejterskimi – włącznie). Być może dotrwają nawet do eurowyborów, jakie mieć będziemy w niedzielę 9 czerwca br. Elekcja 53 (w skali kraju) europosłów – w zależności od tego, kto personalnie będzie kandydował – też może być w gorącej atmosferze. Przypomnę tutaj, że europosłem – i bardzo rzetelnym – był przecież wieloletni mieszkaniec zasobów naszej Spółdzielni śp. Marek Plura.
Ale wracam do wyborów samorządowych. W Katowicach zakończyły się one w pierwszej turze, aczkolwiek frekwencja wyborców była niższa od oczekiwań. W większości jednakże miast (także – tych po sąsiedzku) – potrzebna okazała się jednak prezydencka „dogrywka". Wybór wszystkich rad poszczególnych miast (gmin i powiatów) – zgodnie z ordynacją wyborczą – został dokonany za pierwszym razem. W naszym mieście, w Katowicach, głosujący otrzymywali 3 listy kandydatów: na prezydenta miasta, do Rady Miasta i do Sejmiku województwa. Podobnie było w 19 miastach górnośląskich, jako będących miastami na prawach powiatu. Wybierając prezydentów tych miast, jednocześnie wybieraliśmy starostów miejskiego powiatu. W pozostałych 17 powiatach naszego województwa – wyborcy dostawali o jedną kartę więcej, bo cztery listy. Ta dodatkowa zawierała listę kandydatów do Rady Powiatu i w tych powiatach tamtejszego starostę wybiorą dopiero ukonstytuowane Rady Powiatu. Zatem jedni starostowie są w Polsce wybierani bezpośrednio przez obywateli, a inni pośrednio – bo przez Rady Powiatu. To istotna różnica.
W atmosferze kampanii przedwyborczej (podobnie jak w przeszłości) zdarzały się wzajemne ataki kandydatów. Miejscami dochodziło nawet do rozpraw i wyroków sądowych w trybie wyborczym (zatem natychmiastowym). Relacjonowały to codzienne media. Sporom między kandydatami towarzyszyły nierzadko nie przebierające w słowach komentarze sympatyków bądź przeciwników którejś ze stron. Mocnymi słowy „walono" nade wszystko w internecie, licząc na swoistą bezkarność z racji anonimowości wypowiedzi lub podawania fałszywych nicków identyfikujących.
Niejako „odpryskiem" okołowyborczych polemik stały się uwagi kierowane pod adresem spółdzielczości mieszkaniowej w ogóle (dla każdej władzy zawsze „wdzięczny chłopiec do bicia"), w tym także „specjalnie" dotyczące naszej Spółdzielni. Dało się też zauważyć, że zacietrzewieni autorzy tych uwag częstokroć pisząc nie odróżniają, nie zauważają (może i celowo?) odrębności zasad wyborczych do samorządu terytorialnego od zasad obowiązujących w spółdzielczości, a w szczególności zwłaszcza w spółdzielniach mieszkaniowych. A przecież stanowią o nich konkretne ustawy i to różne dla poszczególnych form demokratycznej samorządności uchwalone przez Sejm, a nie władze danych gmin (miast) czy spółdzielni. Wyborcami w gminie (mieście) są zamieszkali na jej terenie wszyscy pełnoletni obywatele, a w spółdzielniach też wszyscy (i jedynie!) jej członkowie, a nie ci, którzy tego członkostwa nie posiadają, pomimo zamieszkiwania w spółdzielczych zasobach.
Jedno wszelako jest takie samo – głos stanowiący mają tylko ci, którzy uczestniczą w wyborach. Liczą się jedynie głosy oddane (i ważne), a nie potencjalnie możliwe do oddania. A z frekwencją bywa bardzo różnie. 15 października 2023 r. podczas wyborów do Sejmu i Senatu sięgała ona (w zaokrągleniu w skali kraju) – 75%. W wyborach terytorialnych – 7 kwietnia br. w Katowicach była na poziomie 34%. W głosowaniu na Walnym Zgromadzeniu KSM – we wszystkich jego częściach w czerwcu minionego roku – uczestniczyło łącznie ok. 18%. I takie ilości osób zdecydowały o wynikach głosowań w imieniu całych 100% uprawnionych. Takie są zasady. Kto nie korzysta z demokratycznych możliwości uczestniczenia w głosowaniu – sam sobie szkodzi – zdając się tym samym na zdanie tych, którzy w tych głosowaniach brali czynny udział.
Absurdalne są zatem głoszone tu i ówdzie uwagi, że „wybrali kogo mieli wybrać". Sugerujące nieuczciwość wszystkich pracujących w komisjach wyborczych – w kraju, w mieście, w spółdzielni. W naszym przypadku obrzydliwe są supozycje, że Zarząd Spółdzielni nie tylko „obsadził" komisje wyborcze (było ich dziewięć) „swoimi" ludźmi, ale także tylko „swoich" dopuścił do głosowania. Adwersarze nie baczą na to, że w Walnym Zgromadzeniu mogli osobiście uczestniczyć i głosować wszyscy posiadacze statusu członka Spółdzielni. Mało tego, kto z różnych powodów nie mógł na Zgromadzenie przybyć osobiście miał możliwość ustanowienia zgodnie ze swoją wolą i świadomością swego pełnomocnika. Lista pełnomocników była (ustawowo zawsze jest) przedstawiana w każdej z części danego Walnego Zgromadzenia wraz z informacją o członku, który tego pełnomocnictwa udzielił. Zatem faktycznie – uczestnicy Walnego Zgromadzenia w głosowaniu tajnym wybrali tych, których indywidualnie chcieli wybrać i jak sądzę, byli to ci, którym ufają. Tych, których znają ze społecznego działania w swoim osiedlu, w dobrze pojętym własnym interesie i dla dobra całej Spółdzielni.
Spółdzielnia bowiem – to ogół członków, a nie jej administracja osiedlowa, dyrekcja, Zarząd i samorząd członkowski. Spółdzielnia to jednak, również przedsiębiorstwo mające swoją specyfikę organizacyjną, gospodarczą i majątkową ukierunkowaną na realizację określonych w Statucie celów i podporządkowaną prawu ogólnie obowiązującemu w całym kraju, w którym jedni są pracownikami (ale często też i członkami korporacji spółdzielczej) inni organami Spółdzielni pochodzącymi z wyboru. Tak! – internetowi hejterzy – władze Spółdzielni – członkowie wszystkich organów samorządowych (począwszy od Zarządu) – to też jej członkowie, i do nich też mają zastosowane wszystkie podejmowane decyzje, uchwały i ich skutki. Wszyscy w swych funkcjach pochodzący z wyboru dokonywanego przez ów ogół uczestników głosowania.
I tak jak w krajowych i terytorialnych wyborach, tak również w spółdzielczości mieszkaniowej każdy głosujący członek ma jeden i tylko jeden głos – niezależnie od tego jak wielkie posiada mieszkanie, czy garaż, czy też lokal użytkowy, bez względu na to ile i jakie lokale ma i w ilu nieruchomościach spółdzielczych (w danej spółdzielni) są one zlokalizowane. Ten jeden głos stanowiący dotyczy nie tylko wyborów, ale i decyzji stanowiących w sprawach gospodarczych, finansowych itp., którymi się poszczególne organy samorządowe (począwszy od Walnego Zgromadzenia, Radę Nadzorczą, Rady Osiedli i Zarząd) zajmują, zgodnie ze swoimi uprawnieniami ustawowymi i statutowymi.
Jest to odmiennie niż np. we wspólnotach mieszkaniowych czy spółkach. Tam członkowie danej organizacji nie posiadają równych praw – nie są sobie równi. Decyduje siła głosu, jaka wywodzi się z posiadanego indywidualnie majątku, kapitału, udziałów. To bardzo istotna różnica. Tam decyduje nie głos człowieka, a siła pieniądza. Taką świadomość winni mieć ci z grona spółdzielców, którzy poddawani są internetowej indoktrynacji sprowadzającej się do słów: „wydzielmy się naszym blokiem ze spółdzielni we wspólnotę i zróbmy sobie blokowy zarząd". Sugestie takie padają w wielu osiedlach. „Nakręcane" są przez wąskie, ale bardzo aktywne grono hejterskich agitatorów. Kto wie, czy nie za odpłatnością ze strony tych, którym naprawdę przyświeca jako cel działalności: zawłaszczenie spółdzielczego majątku. W naszym przypadku tworzonego już przez 67 lat, siłami dziesiątków tysięcy członków KSM.
I jeszcze kolejny, ważny aspekt – żaden zarządca swoim majątkiem nie poręczy żadnych zobowiązań wspólnoty, czy nie zagwarantuje spłaty kredytów – to muszą czynić swoim majątkiem, swoim mieszkaniem członkowie wspólnoty lub ich rodziny (o ile kredytodawca, pożyczkodawca takie zabezpieczenie zaakceptuje). Poręczają wtedy gdy wszyscy członkowie wspólnoty są podobnie „wydolni" finansowo do regulowania zaciągniętych płatności. To poddaję pod przemyślenie, tym bardziej, że narasta nowe zjawisko. Od pewnego czasu trwa nasilająca się akcja (bo tak chyba to trzeba nazwać) wykupywania mieszkań spółdzielczych (mówię o zasobach KSM i też zauważa się w całej krajowej spółdzielczości mieszkaniowej) przez różne osoby, których najczęściej ani zasady gospodarki spółdzielczej i tej formy zarządzania nie są znane, ani też specjalnie się nimi nie interesują. Nie sprzyja to rozwojowi spółdzielczości i misji, którą realizuje. Szerzej pisze o tym w niniejszym wydaniu „Wspólnych Spraw" moja zastępczyni w Zarządzie Pani Prezes - Teresa Ślązkiewicz. Polecam bacznej uwadze jej artykuł.
Nie da się zaprzeczyć, że duże zainteresowanie zewnętrznych nabywców mieszkań na terenie naszej Spółdzielni, wynika z atrakcyjnego w mieście usytuowania naszych budynków oraz dobrego (mimo ich wieku – bo przecież w dużej mierze budynki pochodzą z lat 60-tych, 70-tych, 80-tych) – a w wielu wypadkach bardzo dobrego – ich stanu technicznego. Nie ma dnia, by nie zgłaszał się do Spółdzielni ktoś zainteresowany kupnem lub najmem lokalu od Spółdzielni. Z rozeznania wynika, że kupno lokalu w zdecydowanej większości nie jest podyktowane potrzebą zaspokojenia swoich potrzeb mieszkaniowych. Od wielu już lat obrót mieszkaniami (wybudowanymi w przeszłości przez inwestora jakim była nasza Spółdzielnia) odbywa się poza Spółdzielnią – aczkolwiek za naszą wiedzą, choćby z tego powodu, że dla sfinalizowania aktu zbycia lokali wymagane jest potwierdzenia przez Spółdzielnię praw dla sporządzenia aktu notarialnego. Po dokonaniu transakcji Spółdzielnia (poza małymi wyjątkami) nie jest już dysponentem takich mieszkań lecz konkretne osoby fizyczne lub prawne. Pojawiły sie przecież nawet takie firmy, które (w ulotkach masowo wrzucanych do skrzynek pocztowych w budynkach KSM) oferują swój „profesjonalny skup mieszkań".
Sytuacja taka ewoluowała wraz z wielokrotnymi nowelizacjami ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych w ostatnich kadencjach sejmowych. Niepokojącym jest dla stałych mieszkańców (z czym zwracają się do władz Spółdzielni) zjawisko, iż ze spółdzielczych domów „wyłuskiwane" są mieszkania głównie nadające się na cele komercyjne (wpierw jako lokaty kapitałowej, a potem dla zarobku z wynajmowania tych lokali), a sposób ich wykorzystania ani ich późniejsi lokatorzy – często zmieniający się – nie są Spółdzielni bliżej znani.
Długoletni mieszkańcy w wielu nieruchomościach budynkowych skarżą się na dużą rotacyjność mieszkań, uciążliwość prowadzonych w nich remontów, jak i na ich użytkowników, bo właściciele takich mieszkań często nie reagują na skargi, nie zawsze też mają wpływ na zachowania swoich najemców. Ponadto próbują blokować wszelkie inicjatywy modernizacyjne pod różnymi wziętymi hasłami np. „że za dużo płacimy na remonty, żądamy obniżenia stawek opłat" – by doraźnie uzyskać dla siebie tu i teraz większy zysk na indywidualnym wynajmie.
Działania takie – mamy tego świadomość – nadal i to w rosnącym nasileniu, będą nam towarzyszyć. To, także efekt „uboczny" przemian demokratycznych. Staramy się mu przeciwstawiać, w dobrze pojętym interesie spółdzielców, wykorzystując m. in. kontakty interpersonalne, służbowe, by zwrócić uwagę na negatywne skutki niektórych rozwiązań prawnych i uzmysłowić potrzebę ich aktualizacji. Wszak ustawodawcy pochodzą z wyboru. To, czy ustanawiają dobre prawo, jest oczywiście sprawą ocenną, ale – to już zupełnie inna kwestia. Mam w pamięci takie przysłowie „jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził". I wiele w nim prawdy. Skoro jednak tak jest – jak jest, winniśmy jako spółdzielcy być czujni i solidarnie zmobilizowani do obrony, do pilnowania i przede wszystkim stosowania naszych spółdzielczych zasad. Zasad, które służąc ludziom zdały egzamin przez funkcjonowanie wiele dziesięcioleci w różnych warunkach ustrojowych. Poczynając od dobrowolności przynależności członkowskiej do spółdzielni, (która obecnie jest znacznie ograniczona) uczestnictwa w życiu spółdzielni, poprzez demokratyczną kontrolę członkowską, ekonomiczne współuczestnictwo w działalności i autonomiczną samorządność, po troskę o najbliższą lokalną społeczność i współdziałanie z innymi spółdzielcami. Dbałość o wizerunek i renomę Spółdzielni – naszego wspólnego, prywatnego przedsiębiorstwa. To taki niewielki katalog. Każdy z nas członków Spółdzielni poznawał go i akceptował wpisując się do niej. Ale czy każdy o tym pamięta?
Z poważaniem KRYSTYNA PIASECKA
|