2025-01-28

Z nowym rokiem – dzień dobry

 

Prezes Zarządu KSM:

mgr Krystyna Piasecka

 

Szanowni Państwo!
Długotrwały okres świąteczny – licząc od Wigilii do Trzech Króli – spowolnił być może tempo naszej codzienności, zwłaszcza tej domowej. W czasie miesięcznego trudu przygotowań do Bożego Narodzenia, a następnie sylwestrowego pożegnania Starego i powitania Nowego 2025 Roku usiłowaliśmy się (oczywiście kto mógł) zrelaksować i odpocząć każdy na swój sposób i w wybranym przez siebie kręgu osób i miejscu.


W naszej Spółdzielni - końcówka roku była jak zwykle bardzo pracowita - trzeba było zakończyć wiele spraw limitowanych końcem roku - podczas gdy część pracowników wykorzystywała pozostałości urlopowe, część wyeliminowały (niestety) charakterystyczne dla tej pory roku choroby - a i sporo mieszkańców i właścicieli lokali w ostatnich dniach grudnia usiłowało sfinalizować swoje plany sprzedaży lub zakupu mieszkań, kredytów bankowych, spłacić długi, wyjaśnić kwestie relacji sąsiedzkich itp. Było też wiele okazjonalnych świąteczno-noworocznych spotkań organizowanych przez współpracujące ze Spółdzielnią instytucje i urzędy, jak i przez miejskie i spółdzielcze organy samorządowe oraz nasze kluby osiedlowe, w tym akcje charytatywne itp. organizowane przez mieszkańców i na rzecz mieszkańców naszej Spółdzielni.


Szanownych Czytelników niniejszego felietonu zachęcam do lektury zamieszczonych w obecnym numerze „Wspólnych Spraw" relacji z działań w sferze społeczno-kulturalnej w naszej Spółdzielni w czasie przed oraz świątecznym. A działo się sporo.


Start noworoczny - w bardziej późnojesiennej niż zimowej aurze oceniony został przez ogół mieszkańców pozytywnie, chociaż, by taką ocenę w ogólnym odbiorze uzyskać - wymagał od załogi Katowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej ogromnej mobilności i intensyfikacji działań. Wspomnę, że było sporo dodatkowych wyzwań - bowiem odnotowaliśmy znaczny wzrost ilości śmieci „wyprodukowanych" - po porządkach domowych - przypadki „wpychania" przez nieodpowiedzialnych użytkowników do kanalizacji domowych odpadów i rzeczy, których tam być nie powinno oraz szereg zjawisk (czasem) niosących znamiona złośliwych, celowych, szkodzących wizerunkowi Spółdzielni działań typu: powtarzająca się dewastacja samozamykaczy drzwiowych, zapychanie zsypów np. poduszkami z pierzem, zaśmiecanie klatek schodowych - tuż po zakończeniu pracy przez gospodarza domu, blokady wind - przez niedomykanie drzwi na piętrach, itd. - litania byłaby długa. Większość zgłoszeń była na bieżąco załatwiana, a niedogodności usuwane przez służby administracyjne względnie nasz Serwis Techniczny, pełniący przez cały okres 24-godzinne dyżury. W tym miejscu pragnę wszystkim pracownikom, zwłaszcza służbom terenowym za wysiłek w tym newralgicznym okresie, jak i za cały rok rzetelnej pracy podziękować.


Dość nieoczekiwanie wiele mówiło się, zarówno w prywatnych rozmowach, jak i na spotkaniach przed i po świątecznych - o... sąsiadach. „Zasiedziali" mieszkańcy, tacy z kilkudziesięcioletnim stażem, ubolewali, że jest ich w budynku coraz mniej, że coraz bardziej - z roku na rok w ich domach zaczynają dominować liczebnie nowi mieszkańcy, młodsi o pokolenie (a nawet dwa) – w dodatku kompletnie stałym mieszkańcom - seniorom nieznani. Nawet z widzenia, bo przecież „nie ten, bo nie ten już wzrok" – jak śpiewali „Starsi Panowie Dwaj" w piosence „Wesołe jest życie staruszka".


W przeszłości, przed wprowadzeniem RODO, dominującą informacją z kim w budynku zamieszkujemy po sąsiedzku (zgodną z wprowadzonym przed wielu laty prawem) były w Polsce „domowe spisy mieszkańców" - obecnie zaś co najwyżej wiszą tablice - bez... nazwisk i imion. Taka bezimienność nie sprzyja integracji i krzewi obcość. W wielu domach coraz częściej - mogę to potwierdzić z autopsji nie zamieszkują osoby posiadające tytuł prawny do tegoż określonego lokalu, lecz ich najemcy też coraz częściej obcokrajowcy (z reguły czasowo – rzadziej na stałe). Z nimi to najczęściej w ogóle brak kontaktu. Język angielski, tak już rozpowszechniony pośród młodszej części polskiego społeczeństwa, dzięki powszechności nauki tego języka w szkołach, seniorom w większości jest niemal całkowicie obcy, a i przybysze też miernie nim władają. W sporadycznych więc kontaktach oraz konieczności porozumiewania się, wypowiadane są poszczególne słowa (w różnych językach) i mają one wsparcie w obfitej gestykulacji.


Członkowie KSM zamieszkali w naszych spółdzielczych domach od pierwszego ich zasiedlenia, są jednak obecnie jeszcze (już tylko?) połową społeczności naszych 17 osiedli. Liczba tych seniorów stale i dość szybko maleje, zgodnie z nieubłaganymi prawami natury. A przecież to oni w swoim czasie stworzyli potęgę Spółdzielni – tę mieszkaniową i infrastrukturalną, zgodną z sensownymi zasadami urbanistyki, tworzenia tkanki miejskiej – ze szkołami i przedszkolami, z ośrodkami zdrowia, z siecią handlowo-usługową, z parkingami (niewystarczającymi obecnie, ale ilościowo zgodnymi z dawnymi ogólnokrajowymi przepisami), z placami zabaw, boiskami, skwerami, alejkami, ławkami, no i miejscami składowania odpadów. Było rzeczą normalną i oczywistą, że obiekty takie musiały towarzyszyć budowanym domom mieszkalnym, a także to, iż powstawały w decydującej mierze przy dużym wsparciu kredytów państwowych z pieniędzy spółdzielców. Ówczesne władze naszej Spółdzielni - wspierane przez statutowe organy członkowskie (Radę Nadzorczą, Rady Osiedlowe, Zebrania Przedstawicieli Członków) z powodzeniem podejmowały się tych bardzo trudnych również na owe czasy zadań. I budynki, jak i owa infrastruktura po dziś dzień istnieją, a otoczone przez wszystkie lata opieką konserwacyjno-remontową w powszechnej ocenie dobrze służą mieszkańcom.


O tych wszystkich wygodach tylko marzyć mogą ci, nade wszystko reprezentanci młodego pokolenia Polaków, którzy współcześnie kupują za horrendalne pieniądze mieszkania w blokach aktualnie wznoszonych przez dominujących na rynku mieszkaniowym deweloperów. Ich oczywistym plusem są podziemne i naziemne miejsca parkingowe przypisane do każdego z mieszkań, ale wątpliwym bonusem są płoty wygradzające terytorium deweloperskich osiedli, stanowiące przeszkodę (w razie potrzeby interwencji) dla pojazdów straży pożarnej, pogotowia ratunkowego i policji. No cóż – taki jest obecny trend budowlany – mały teren gęsto zabudowany domami i trudno się dziwić takiej praktyce skoro dla inwestora - przedsiębiorcy angażującego w ten interes swój kapitał, liczy się przede wszystkim maksymalizacja zysków. Nie nasze to zmartwienie. Chociaż ubolewamy i wielokroć dajemy temu wyraz, że po zmianach ustrojowo - gospodarczych wprowadzanych w Polsce (w pełnej zgodności ze sobą kolejnych ekip rządzących), od początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, spółdzielczość mieszkaniowa została zatrzymana w swym dynamicznym rozwoju.


Kagańcowe ograniczenia prawne i finansowe dla spółdzielczości, sprowadzające ją z roli stałego i relatywnie taniego inwestora do li tylko funkcji zarządcy posiadanych zasobów, wywindowały jednocześnie szybko prywatnych deweloperów. Pomijam tu okoliczność, że Ci ostatni - w swej większości - co rusz wsławiają się dopuszczonymi przez Państwo rozwiązaniami budowlanymi określanymi jako patodeweloperka. Jej niedawnym, głośnym na cały kraj przykładem, było oddanie do użytku budynku z mieszkaniami i balkonami na poziomie piwnicznym. Zwrócić trzeba też uwagę na faktyczne fiaska kolejnych rządowych programów mieszkaniowych, jednak tak skonstruowanych, że spółdzielczość w praktyce pozbawiona była możliwości uczestniczenia w ich realizacji. Mieszkań dzięki nim przybyło niewiele, a finansowymi beneficjentami w rzeczywistości okazywali się nie nabywcy mieszkań, a firmy deweloperskie. Obecna ekipa rządowa awizuje uruchomienie w tym roku nowego programu. Zobaczymy co będzie tym razem.


Zmieniające się warunki budownictwa mieszkaniowego – często ciekawa architektura, zastosowane nowoczesne rozwiązania technologiczne – sprawiają jednak, no bo muszą, że standard zamieszkiwania w najnowszych blokach (jeśli nie doszło do jakiejś fuszerki) jest na miarę XXI. wieku, a nie jak w przeważającej ilości spółdzielczych domów, ubiegłego stulecia. Tyle, że zasoby naszej Spółdzielni, chociaż głównie z XX-wieczną metryką i w dużej mierze z wielkopłytowym rodowodem, dzięki permanentnym modernizacjom, prowadzonym w wyniku datowanej od lat 90. ubiegłego wieku konsekwentnej realizacji „Strategii Ekonomicznej KSM", w niczym owym nowinkom budowlanym nie ustępują. Mniejsze mamy tylko... opłaty miesięczne za mieszkania, mimo znaczących wpłat na fundusz remontowy. Jest tak m.in. dlatego, że zgodnie z zasadami międzynarodowymi ruchu spółdzielczego i ustawą o spółdzielniach mieszkaniowych (Dz.U. z 02.06.2021 poz. 1208) spółdzielnie muszą działać non profit i nie mogą „zarabiać" na swoich członkach. Tymczasem posiadacze lokali mieszkalnych w deweloperskich domach – funkcjonujących z reguły jako wspólnoty mieszkaniowe na razie najczęściej nie tworzą funduszy remontowych. Korzystając z nowości bloków odkładają ewentualne składkowanie na ów fundusz na przyszłość (bo „czynsz" i tak wysoki). Ale... przecież wszystko co nowe też się zestarzeje. I napraw, konserwacji, remontów się nie uniknie.


W tych porównaniach przypominam jeszcze niezmiernie ważny fakt zainicjowany nowelizacją wspomnianej ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych dokonaną w roku 2007 (Dz.U. 2007 nr 125 poz. 873), mocą której znaczna część członków spółdzielni została właścicielami mieszkań (posiadali je od zasiedlenia jako lokatorskie) za propagandową „jedną złotówkę". Oblicza się, że w skali kraju dotyczyło to około 700 tysięcy mieszkań. Proszę zestawcie sobie Państwo tę złotówkę (a w praktyce kwotę od kilkunastu do co najmniej dwóch tysięcy złotych) z setkami tysięcy złotych za własnościowe mieszkania (tylko takie przecież są w sieciach deweloperskich), jakie teraz muszą płacić ich nabywcy i wyciągnijcie sami stosowny wniosek o koszcie nabycia dla ludzi obu rodzajów mieszkań. Dodać jeszcze trzeba, że owo wyodrębnianie mieszkań spółdzielczych pomniejszało i pomniejsza nadal znacząco majątek każdej ze spółdzielni mieszkaniowych. Mimo to spółdzielczość nie upadła, jej członkowie nie pozwolili na rozdrapanie spółdzielczego majątku.


I właśnie w tym kontekście solidarnościowej samoobrony spółdzielców (jakiż ciężar polityczny tych słów) chcę zwrócić uwagę w swych refleksjach na progu Nowego Roku na zmiany społeczno-socjologiczne zachodzące w najszerzej pojętym gronie osób zamieszkałych w zasobach KSM. Zamieszkują je i posiadają prawo do mieszkań trzy (umownie rzecz ujmując) pokolenia. Pierwszym są obecnie najstarsi członkowie - seniorzy - często legitymujący się prawem do lokalu czasów zasiedleń każdego oddawanego do użytku budynku - mający już co najmniej ponad 70 lat (skoro KSM liczy sobie ponad 67 lat). Drugim pokoleniem są „dorosłe dzieci" seniorów, czyli osoby oscylujące wokół wieku „Abrahamowego", najaktywniejsze życiowo i zawodowo. Trzecia grupa to pokolenie „wnuków" - mniej więcej pomiędzy 20 a 30 rokiem życia, będące na etapie kształcenia się, zdobywania zawodu, zakładania rodziny (czasem już posiadania dzieci – więc w tym ujęciu prawnuków), w tym też – co coraz częstsze – będące singielkami i singlami.


Naturalnie zasugerowany podział rodzinno-wiekowy nie świadczy o więzach rodzinnych pomiędzy kolejnymi pokoleniami mającymi w swej gestii konkretne mieszkania. To kwestia umowna na potrzeby tego artykułu, ale wynikająca z wielu przypadków rzeczywiście istniejących. We wskazanym - z perspektywy naszej Spółdzielni - „drugim pokoleniu" – w gronie owych dominujących dorosłych osób – znaczącą ilość stanowią ludzie, którzy kupili spółdzielcze mieszkanie lub o odrębnej własności - na rynku wtórnym (sporadycznie wylicytowali je po wyroku sądowym dotyczącym ogromnych dłużników w opłatach na rzecz Spółdzielni). Są tacy, którzy będący w zarządzie Spółdzielni lokal odziedziczyli (wcześniej życiowo byli związani lub też i nie z danym mieszkaniem), wreszcie są i tacy, lecz stosunkowo nieliczni, którzy konkretne mieszkanie otrzymali w formie darowizny.


Nie da się nie zauważyć, że coraz więcej lokali - zwłaszcza z obrotu wtórnego na rynku nieruchomości jest nabywanych przez osoby fizyczne i prawne (np. fundusze i spółki) nie na własne potrzeby mieszkaniowe, lecz w charakterze dobrych lokat zagospodarowujących posiadane nadwyżki finansowe. Nie mieszkają w nich (częstokroć, nie zamieszkują w ogóle w Katowicach, a nawet niekoniecznie w kraju), lecz wynajmują mieszkania, co stanowi formę działalności gospodarczej i zarobkowania. Ich partykularne interesy – jako, że sami w nich nie mieszkają - lecz wynajmują osobom trzecim - nie zawsze są zgodne z celami działania Spółdzielni, jak też nie są respektowane a często w ogóle są dla nich obce, nieznane i zbędne zasady spółdzielcze mające swe źródło w ustawach, Statucie KSM i regulaminach wewnętrznych. Rodzi to wiele niepotrzebnych napięć i przysparza dodatkowej pracy - administratorom Spółdzielni, Zarządowi i organom samorządu spółdzielczego, w szczególności gdy nie są respektowane zasady miru domowego, panujące w danym budynku od dziesięcioleci i na co się skarżą długoletni mieszkańcy. Najemcy tych mieszkań - (wykupionych, wyodrębnionych, więc prywatnych nie czują się związani ze Spółdzielczością bo umowy ze Spółdzielnią nie zawierali), jak też często nie traktują ani wynajmowanego lokalu ani budynku z pieczołowitością właściwą najstarszemu pokoleniu. Ze smutkiem stwierdzam, że w wielu przypadkach podchodzą do wszystkiego jak gdyby przebywali w okazyjnym tymczasowym hotelu, w którym „świat się nie zawali" od nocnych hałasów, czy też np. z założeniem, że ktoś (z obsługi?!) powinien wynieść za nich do śmietnika odpady, które wystawili na korytarz, czy wrzucili do windy.


Coraz więcej mieszkań w budynkach KSM, zwłaszcza w osiedlach Superjednostka, Centrum-I. i Śródmieście nabiera takich cech tymczasowości w lokatorskim dokonywanym przez właścicieli - najmie. Niektórzy użytkownicy czasowo wynajmowanych lokali przemykają korytarzami budynku tak, by stali mieszkańcy nie zdołali ich zidentyfikować lub ustalić przypadkiem ile osób w nich przebywa. Nie ma mowy o asymilacji nie tylko z najstarszym pokoleniem mieszkańców, ale też z młodszymi – jednak zamieszkałymi na stałe, choć od niedawna.


Wszystkie te uwagi docierają do Zarządu Spółdzielni, do osiedlowych administracji, przekazywane są członkom Rady Nadzorczej i Rad Osiedli. Sądzę, że podobne kwestie pojawią się także w trakcie naszych dorocznych Zebrań Osiedlowych. Członkowie Spółdzielni i stali mieszkańcy będący właścicielami mieszkań chcą, tak jak i władze administracyjne Spółdzielni bezpiecznego, dobrego zamieszkiwania w każdym, spółdzielczym domu – takiego, jakie latami było (i dominująco nadal jest!). Nie chcą rozszerzającej się anonimowości, obojętności wobec tego, co dzieje się za ścianą posiadanego mieszkania. Zwłaszcza nasi seniorzy. którzy najczęściej żyją już samotnie (niczym grupa młodych singli), chcą i potrzebują więzi z sąsiadami. Nie tylko między sobą, między najstarszymi, bo we własnym gronie z reguły się znają. Jednak potrzebują także kontaktów z zamieszkującymi po sąsiedzku młodszymi osobami. Właśnie tak! A czemu?


Bo w potrzebie – jaka może nadejść w dowolnej chwili – to zaprzyjaźniony sąsiad, zaufany, sprawny (a niestety nie rodzinni krewniacy, którzy nie mieszkają w pobliżu), może służyć pomocną dłonią, niekiedy nawet na wagę życia (czego mamy liczne pozytywne przykłady).


Życie społeczne w wielkim budynku może się dobrze układać lub być porażką. Przedstawione uwagi natury demograficzno-socjologicznej, zaobserwowane w osiedlach KSM, znajdują potwierdzenie w prowadzonych badaniach i analizach społecznych. Przytoczyć dlatego chcę na zakończenie konkluzje z raportu zatytułowanego „W dobrym sąsiedztwie", a opracowanego przez zespół ekspertów portalu internetowego ThinkCo. Specjaliści stwierdzają w nim, że w wielkich mieszkaniowych skupiskach 87% osób podejmuje z sąsiadami jedynie niezobowiązujące rozmowy, 50% badanych nie ma w pobliżu zamieszkania nikogo zaufanego, a 20% nie jest w stanie podać imienia nawet jednego sąsiada. Tylko 9% ankietowanych przyjaźni się z wybranymi mieszkańcami swojego budynku lub osiedla. To nazbyt mało. To trzeba pilnie zmienić w interesie każdego z nas. Zróbmy sobie postanowienie noworoczne. Zacznijmy od „dzień dobry" – słów wypowiedzianych z uśmiechem do absolutnie każdej osoby, nawet kompletnie nieznanej (i jak się wydaje widzianej właśnie pierwszy raz), ale spotkanej w swoim domu – na korytarzu, na schodach, w windzie, w piwnicy, w suszarni. Wszędzie. Z czasem wszystkie dni staną się milsze, lepsze i pogodniejsze.


Z poważaniem
KRYSTYNA PIASECKA



     

 
 
Wiadomości


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.
Więcej informacji: Polityka prywatności (Cookies-RODO)