2015-04-17

Gdy wszystko się przyda ...

 

Prezes Zarządu KSM:

mgr Krystyna Piasecka

 

Do tegorocznego Walnego Zgromadzenia członków naszej Spółdzielni pozostały jeszcze wprawdzie dwa miesiące (ustawowy termin – do 30.06. każdego roku), ale już tylko dwa następne wydania „Wspólnych Spraw". W tym czasie i w tej objętości wydawniczej musimy się pomieścić – bo to planujemy – z materiałami informacyjny­­­­mi, jakie mogą być przydatne każdemu z członków KSM przed naszym „Walnym ". Niniejsze refleksje zaczynam przeto od kwestii mających związek z tym zbliżającym się, najważniejszym – na przestrzeni każdego roku – wydarzeniem w naszym demokratycznym, samorządnym życiu spółdzielców. Formalnie przygotowania do najbliższego „Walnego" są już w toku (ustalenie terminu, miejsca, rezerwacji sali, itd.) – będziecie Państwo o nich poinformowani w trybie wynikającym ze Statutu – każdy indywidualnie.


Na użytek niniejszych „refleksji" punktem wyjścia jest spojrzenie na zbliżające się czerwcowe obrady przez pryzmat przeprowadzonych przed Walnym Zgromadzeniem (już w listopadzie i grudniu minionego roku) Zebrań Osiedlowych. Pierwsza konstatacja wynikająca z zebrań jest taka, że średnia frekwencja (w skali Spółdzielni wynosząca 2,1%), była w naszej ocenie raczej niska, acz nie odbiegająca w sposób zasadniczy od frekwencji na zebraniach wielu innych organizacji o samorządowym charakterze. Świadczyć to może zarówno – jak chcą niektórzy – o minimalnym zainteresowaniu członków „braniem spraw Spółdzielni we własne ręce", jak też i może o tym – czego dowodzą inni – o zadowalającej ocenie pracy Spółdzielni i administracji osiedli i akceptowaniu istniejącego stanu rzeczy. Druga obserwacja odnosi się do ilości i rodzaju zgłaszanych na tychże zebraniach wniosków i postulatów. Uchwalono ich łącznie w liczbie 23, z czego adresatami części wniosków, z racji materii, której dotyczą, winny być (są) władze miasta Katowice lub inne instytucje pozaspółdzielcze, toteż wnioski te zostały niezwłocznie przekazane przez Spółdzielnię do właściwych adresatów w celu ich rozpatrzenia i wdrożenia do realizacji, zgodnej z oczekiwaniami spółdzielców – obywateli miasta Katowice.


Wszystkie wnioski, postulaty i uwagi cechowała swoista troska o niedopuszczenie do pogorszenia warunków zamieszkiwania, poprawy bezpieczeństwa życia w zbiorowościach osiedlowych, przyspieszenia realizacji konkretnych oczekiwań. Były też podziękowania dla niektórych mieszkańców za bezinteresowną pracę na rzecz innych, itp. Zarówno jednak frekwencja, jak i ilość wniosków niekoniecznie dowodzi zmniejszonej aktywności w zakresie uczestnictwa członków w sferze zarządzania zasobami mieszkaniowymi, bo przecież możliwość zgłaszania swoich uwag, propozycji itp., zwłaszcza dotyczących spraw indywidualnych, istnieje przez cały okrągły rok. I członkowie, a także niezrzeszeni właściciele lokali, z tej możliwości korzystają. Zebranie ma jednak tę przewagę nad formą indywidualną, że zgłaszając wnioski, można poznać opinię i stanowisko wobec swoich koncepcji innych, zamieszkujących w tym osiedlu, mieszkańców i upewnić się w słuszności swych postulatów lub też dowiedzieć się, że to tylko „mój osobisty" i raczej odosobniony punkt widzenia.


W opisanej sytuacji jednak ową relatywnie niską (skromniejszą niż by się chciało) obecność mieszkańców należałoby może jednak przypisać temu, że w znowelizowanej ustawie o spółdzielniach mieszkaniowych dawne zebrania osiedlowe zmieniły swój charakter poprzez sprowadzenie ich do rangi fakultatywnego, a nie obligatoryjnego organu samorządu spółdzielczego. Zostały one w wielu przypadkach wyrugowane z życia spółdzielczego i dziś funkcjonują tylko tam – gdzie utrzymały je zapisy w statutach poszczególnych spółdzielni. Myśmy, w Katowickiej SM, przezornie i zgodnie z wieloletnią tradycją, zapis taki w nowym (zaktualizowanym) Statucie umieścili! I uważamy go za celowy, słuszny i konieczny dla prawidłowego i demokratycznego funkcjonowania Spółdzielni. Dobrze więc, że posiadamy taki organ, jak Zebrania Osiedlowe, jako miejsce pozwalające na ocenę pracy administracji spółdzielczej i działaczy samorządowych, umożliwiające konfrontację swoich poglądów o warunkach i ewentualnych uciążliwościach zamieszkiwania, z poglądami współmieszkańców, miejsce na głosy krytyczne, dyskusję i wnioski. Rzecz w tym, by uprawnieni byli zainteresowani uczestniczeniem w kreowaniu ważnych dla nich decyzji osiedlowych. By chcieli chcieć...


Zgłoszonym przez mieszkańców w IV kwartale ub.r. wnioskom (większość dotyczyła spraw możliwych do rozwiązania wewnątrz Spółdzielni), po stosownej analizie, został przez władze Spółdzielni nadany bieg. Niektóre już są zrealizowane, inne w toku, bo nie da się ich wykonać „od ręki".


Pilnują tego zarówno władze osiedlowe – Rady Osiedli, jak i w trybie nadzorczo-kontrolnym Rada Nadzorcza KSM. Pośród dyskutowanych w trakcie osiedlowych zebrań tematów pojawiły się również i takie sprawy, które najogólniej ujmując dotyczą relacji sąsiedzkich i międzyludzkich w życiu wspólnotowym, a w szczególności „zaburzeń" tych relacji. Szczególnie uciążliwe okazują się być pojawiające się to tu, to tam – problemy związane ze zjawiskiem tak zwanego patologicznego zbieractwa oraz zachowaniami agresywnymi. Należą one do kategorii bardzo trudnych i nie do końca wiadomo, kto się powinien nimi zajmować. Szczególnie „zbieractwo" stało się zjawiskiem kłopotliwym, a zahaczając o problemy zdrowotne (a właściwie chorobowe) niektórych naszych mieszkańców staje się też kategorią niezwykle wrażliwą społecznie.


Formalnie od 2013 jest już ogłoszone, że to choroba, ale nie podlega ona póki co leczeniu ze środków Narodowego Funduszu Zdrowia. Nie będę tutaj cytowała rozpraw medycznych – psychiatrycznych o tej „jednostce chorobowej". Są one władzom państwowym i szefostwu NFZ znane i to do ich kompetencji należy rozwiązanie tego nabrzmiewającego w Polsce problemu, jako że według opublikowanych niedawno wyliczeń, na chorobę zwaną oficjalnie „syllogomania" najprawdopodobniej choruje pół miliona Polaków. Około 2% społeczeństwa. Odnosząc tę statystyczną proporcję do liczby 17,5 tys. członków naszej Spółdzielni – możemy podejrzewać, iż „zbieractwem" może być zagrożonych ok. 350 osób, a zestawiając dane z ilością ludzi zamieszkałych w naszych spółdzielczych budynkach – liczbę tę należałoby co najmniej podwoić. Szczęśliwie nie notujemy dotąd aż takiej skali (czyli ok. 700 przypadków) uciążliwego zbierania wszystkiego „co popadnie". Ale w każdym z osiedli niestety są osoby, które choroba ta pogrążyła i jest to już poważny problem.


W obecnie obowiązujących uwarunkowaniach prawnych Spółdzielnia – jako zarządca budynków – praktycznie jest bezradna (o co niektórzy spółdzielcy mają żal do władz Spółdzielni) nie mogąc ani skutecznie, ani szybko doprowadzić do usunięcia z mieszkań, piwnic, komórek tych wszystkich najróżniejszych rupieci, które „zbieracze" nieustannie, częstokroć całymi latami, gromadzą.


Zrozumiałym jest, że mieszkanie po sąsiedzku z taką osobą jest totalnym dyskomfortem. Po pierwsze owe „cenne zbiory" najczęściej – i to jest jednym z sygnałów interweniowania w Spółdzielni – cuchną, będąc mieszanką gnijących i butwiejących produktów żywnościowych, brudnej odzieży, różnorakich gratów, wręcz śmieci. Po wtóre bywa często, że nie mieszcząc się już w posiadanym przez zbieracza lokalu, owe rzeczy zaczynają być dodatkowo składowane poza lokalem – np. na korytarzu, przed wejściem do mieszkania. No i po trzecie – osoba „zbieracz" (czyli jak chce prawo – chorująca na syllogomanię) sama bywa brudna, zaniedbana i często agresywnie się odnosi do zwracających jej uwagę sąsiadów (a czyni tak w... obronie swoich „skarbów"). Wszystko jest dla niej wartościowe, cenne.


Niestety społeczna bezradność w takich sytuacjach jest przerażająca, gdyż do skutecznych interwencji służb mundurowych czy medycznych dojść może (jeśli nie reaguje rodzina) tylko wtedy, gdy „coś się stanie". A przecież nie o to chodzi, by w cywilizowanym kraju dopuszczać do oczekiwania na jakieś ludzkie nieszczęście. Skoro „syllogomania" uznana została przez krajowych i międzynarodowych ekspertów i znawców problemu za chorobę, to dlaczego się jej u nas nie leczy? Dobrowolnie lub nawet z przymusem, jak w przypadku niektórych innych schorzeń psychicznych (w czym też od czasu do czasu zmuszeni jesteśmy jako spółdzielcy i zarządca uczestniczyć). Koszty potencjalnych, nieszczęśliwych wypadków mogą znacznie przekroczyć kwoty, jakie trzeba by wydać na leczenie. Patologiczne zbieractwo – to jeden z wielu przypadków decydujących o tym jak nam się mieszka, bo przecież i ja i Państwo mogliby podać także i inne fakty trudnego zamieszkiwania po sąsiedzku z osobami dotkniętymi różnymi chorobami psychicznymi i obsesjami. A nikt, nawet najbliżsi, rodzina, nie chcą się zajmować takimi chorymi, zaś ewentualny pobyt w szpitalu – to tylko krótka przerwa. Chwilowa poprawa nie gwarantuje powrotu do stałej, dobrej kondycji zdrowotnej, jeśli stanu chorobowego nikt – nie chce? nie może? nie musi? – monitorować dalej. Po jakimś czasie problem wraca ponownie.


Decyzje prawne i oręż wykonawczy, na czele z leczeniem chorujących osób, są daleko i wysoko ponad nami. Cóż my? – jako obywatele stoimy obecnie przed wyborami do najwyższych władz prawodawczych naszego kraju. Będziemy mieli możliwość spotykania się z pretendentami do tych władz. Spróbujmy zatem zaktywizować się na tyle, by te spotkania wykorzystać do uświadomienia kandydatów do Sejmu i Senatu o trapiących nas i naszych sąsiadów, często może nawet i prozaicznych bolączkach, właśnie typu zbieractwo, czy niczym nie uzasadniona agresja.


Zaradzenie ich występowaniu może się odbyć np. poprzez takie ukształtowanie nowego prawa, aby im przeciwdziałać na zasadzie prewencji. Zastąpienia, coraz szerzej występującej bezradności wobec niepożądanych społecznie zjawisk, możliwością konkretnych działań przez określone, zobowiązane do tego prawnie lub utworzone w tym celu, instytucje, szczególnie w przypadkach, gdy zachowania niekonwencjonalne są wynikiem nieleczonej lub nieuświadomionej choroby. Najlepsze techniczne warunki zamieszkiwania i walory posiadanego locum zepsuje agresywny i niekulturalny sąsiad, chora na syllogomanię lub niezrównoważona psychicznie sąsiadka. Wiedzą o tym ci spośród spółdzielców, którzy mieli (mają) wątpliwą przyjemność poznać takie zachowania z autopsji, a my, jako pracownicy znamy to ze skarg do Spółdzielni.


Ale by nie kończyć minorowo, pragnę przypomnieć, że wkrótce, wraz z Europą, obchodzić będziemy po raz kolejny Święto Dobrego Sąsiada. Życzę zatem wszystkim – Drodzy Czytelnicy – byście mieli w swym otoczeniu tylko dobrych sąsiadów, bo, że i tacy są, a na dodatek, na szczęście, stanowią oni w naszych zasobach spółdzielczych większość – potwierdzają Wasze liczne świadectwa i pochwały przekazywane przy okazji rozmów, jak i listy. Wszystkim dobrym sąsiadom bardzo dziękuję, że jesteście. I do spotkania na tegorocznym Walnym Zgromadzeniu.

Z poważaniem

KRYSTYNA PIASECKA



     

 
 
Wiadomości


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.
Więcej informacji: Polityka prywatności (Cookies-RODO)