2013-12-13

Nazwa osiedla wzięła się od ul. Granicznej. Tej, która jeszcze na początku XX wieku wyznaczała granicę wschodnią Katowic. A teraz? To żadna granica. To właściwie jeszcze śródmieście stolicy województwa. Ale nazwa pozostała. Swój status Osiedla Graniczna - te rozproszone nawet o 2 km budynki, zbudowane w latach 50. i 80. ub. wieku - otrzymały w 1995 roku. Poprzednio mieszkańcy, gdy dosyć daleko mieli swoją administrację, czuli się na granicy zainteresowania.

 

Andrzej Ścibor - kierownik Administracji Osiedla od 1995 roku (a złośliwi - gdzie ich nie brak - mówią, że od początku świata) - to prawdziwy "pan na włościach". Tutaj nie tylko wielką wagę przykłada się do termomodernizacji, ale całego wystroju. W docieplaniu jest ostatni budynek przy ulicy Granicznej 63 do 63c, a prace tam są w 40% zaawansowane. Niezbędna była przebudowa balkonów (ciężkie płyty balkonowe 20 lat temu kiepsko zamontowane pozostawiały wiele do życzenia), wyszczerbionych schodów i poręczy. We wszystkich budynkach osiedla, na klatkach schodowych, wymieniono stolarkę okienną. Rozpoczęto ją kilka lat temu, a zakończono w ubiegłym roku, do czego bardzo przyczyniły się starania poprzedniej i obecnej Rady Osiedla.

 

Nieco inaczej wygląda to w mieszkaniach. Przejęte budynki "wyróżniały się" bardzo złym stanem technicznym okien, a kasa osiedla nie jest na tyle pełna, aby je wszystkie wymienić. Dlatego robi się to etapami. Wymiana aktualnie zakwalifikowanych okien trwać będzie do 2012 roku. 
- Idziemy ludziom na rękę - mówi kierownik Andrzej Ścibor - by chętni mogli je wymienić we własnym zakresie, czekając potem na refundację, którą wspólnie z Radą Osiedla staramy się przyspieszyć, gdy tylko jest to możliwe.


Zadłużenie w opłatach czynszowych wynosi w osiedlu ponad 218 tysięcy zł, przy czym najwyższe jest w budynku przy ul. Granicznej 63 - ponad 134 tysiące zł. Jego "autorami" są osoby wykluczone z KSM i 10 osób z wyrokiem eksmisyjnym. Niestety nie można w stosunku do nich zastosować żadnych represji. Ten temat jest nie "do ugryzienia". Dlaczego?

 

Na spotkaniu Rady Osiedla z kierownikiem Administracji trwa dyskusja - co można zrobić w takim przypadku? Wszyscy są za tym, że gdy chodzi o kwestie prawne, to niezbędna jest pomoc nie tyle Zarządu KSM, ale przede wszystkim ustawodawcy. Tak, właśnie Sejmu i posłów! Wygląda bowiem na to, iż ustawodawca podejmuje takie działania, aby zniszczyć spółdzielczość mieszkaniową. Bo jak inaczej określić sytuację, kiedy w majestacie prawa spółdzielnia mieszkaniowa nie może wyeksmitować dłużnika? Jak spółdzielnia obciążana finansowo przez nieuczciwych mieszkańców ma funkcjonować? Ludzie jak gdyby zapomnieli co oznacza przynależność do spółdzielni. Ongiś było inaczej.

 

- Kiedyś - stwierdza przewodnicząca Rady Osiedla Ewa Czech (to jej pierwsza kierownicza kadencja) - istniała taka możliwość, iż osoby które zajmowały lokale mieszkalne o wysokim standardzie, gdy nie były w stanie spłacić zadłużenia przenoszono do innych mieszkań, np. w starych zasobach, gdzie ogrzewa się pokoje piecami, są trudne warunki socjalne, ale za to niski czynsz. Teraz nie wchodzi to w rachubę. Dlaczego? Bo taki niskostandardowy lokal, zgodnie z nowymi przepisami, musi być natychmiast wystawiony do sprzedaży. Czy to nie jest przejaw ubezwłasnowolniania spółdzielczości?

 

Sekretarz Rady Osiedla, Ewa Filipowska (też pierwsza kadencja) podkreśla, iż na zebraniach poświęca sie bardzo dużo czasu problemom zadłużenia, ale efekty są niewspółmierne do wysiłku. Co miesiąc odbywają się spotkania z dłużnikami. Organizowane są one po to, aby im pomóc, bo przyczyny opóźnień w opłatach czynszowych są różne: choroba, zwolnienie z pracy, nieprzewidziane wydatki. Niektórzy zaproszenie na spotkanie traktują jako sprawę wstydliwą i nie przychodzą, inni - oby ich było coraz więcej - zgłaszają się z uregulowanymi już należnościami. - Co więcej można zrobić? - zastanawia się członek Rady Osiedla, Arkadiusz Granel.

 

Ripostuje mu kierownik Administracji Osiedla A. Ścibor: - staramy się jako administracja wspólnie prowadzić działania na rzecz odzyskania należności czynszowych. Bo przecież nie chodzi o to, aby zadłużonym lokatorom rzucać kłody pod nogi. Pomagamy im pisząc "za nich" pisma z prośbą o rozłożenie długu na raty akceptowane potem przez Zarząd KSM, wypełniamy wnioski do MOPS-u. Dłużnicy, podpisując podania, powinni mieć świadomość, że podjęli pewne zobowiązanie. Niestety, często bywają niewiarygodni. A inni mieszkańcy osiedla - właściciele lokali bądź najemcy - kredytują taką niepłacącą osobę.

 

W Radzie Osiedla Ewa Czech jest od trzech kadencji. Na stereotypowe pytanie o współpracę z Administracją Osiedla mówi: - burzliwa ale konstruktywna. Ta pierwsza cecha występuje w przypadku debaty nad finansami, zwłaszcza zaś zaogniona jest gdy chodzi o podwyżki czynszu i ujemne saldo na eksploatacji. Informacja kierownika Administracji Osiedla A. Ścibora: "liczę i liczę, ale podwyżki czynszu są nieodzowne" - podwyższa ciśnienie krwi u wszystkich członków Rady Osiedla. Po długich i gorących dyskusjach dochodzi się zawsze do konsensusu. Łagodne (acz, też oparte o finanse) wymiany zdań dotyczą m.in. małej architektury, kolejności zaplanowanych prac (członkowie Rady reprezentują różne budynki osiedla i każdy walczy o swój).

 

Interpelowany w tej samej kwestii kierownik Andrzej Ścibor też uważa, że nie może ta współpraca być landrynkowa. Raz jest lepiej, raz gorzej - podkreśla. Chodzi o to, abyśmy się wzajemnie zrozumieli. Przecież każda ze stron ma inną rolę. Ja jestem osobą zarządzającą. Radę Osiedla mieszkańcy wybierają. Ich rola to analizowanie moich poczynań, wykonywania zadań. Sprawy finansowe mogą być kością niezgody, bo każdy chciałby - co nie zawsze jest możliwe - aby były one najkorzystniej, a więc najtaniej załatwione. Ale na pewne wydatki - wywóz nieczystości, koszty składowania odpadów, opłacenie podatków - nie mamy wpływu. My jesteśmy tylko pośrednikiem między mieszkańcami a Przedsiębiorstwem Wodociągów i Kanalizacji Ale w wyniku naszych działań udało nam się zmniejszyć sporą niegdyś różnicę między opłatami za zużycie wody a odczytami liczników. Minimalny tylko wpływ mamy na zużycie prądu mimo założenia czujników w wielu budynkach. Ma to swoje plusy - mniejsze zużycie prądu, ale i minusy - gdy chodzi o bezpieczeństwo, gdyż klatka schodowa jest ciemna i nie wiadomo, czy nie przebywa w niej niepożądany gość.

 

- Nie mamy też wpływu - kontynuuje temat przewodnicząca Rady Osiedla, Ewa Czech - na rozproszenie naszego osiedla. Gdyby było bardziej zwarte zatrudnialibyśmy mniej pracowników pełniących (niestety mało szanowaną funkcję) gospodarza domu. Dewastacje w budynkach - tam gdzie jest to możliwe - usuwamy przy pomocy konserwatorów lub. czekamy aż uzbieramy odpowiednie fundusze. Pieniądze na remonty są rozdysponowane już na początku roku. Każda dewastacja, która wymaga natychmiastowej naprawy, to niezrealizowanie zaplanowanych wcześniej prac. 
Znacznie poważniejszy problem to galopujące wręcz ceny materiałów budowlanych. Zarezerwowane np. 30 tysięcy zł na wymianę tzw. "deszczówki" w budynku przy ul Francuskiej 70, okazało się tylko "zaliczką", gdyż rachunek wyniósł 90 tysięcy zł. Przez długi czas nie było funduszy na uporządkowanie pewnych rzeczy w tym budynku bądź obok niego. Teraz trzeba wyłożyć niemałe pieniądze na zrobienie chodników, parkingu, drogi dojazdowej. To przedsięwzięcie jest bardzo finansochłonne.

 

Jeden z budynków tego niedużego osiedla, liczącego raptem 402 mieszkania, położony są w sąsiedztwie marketów: Real, Lidl, Practiker, tłumnie odwiedzanych. Przyjeżdżający klienci parkują gdzie się da. Stąd nagminnie niszczone są trawniki, przejścia między budynkami i wszelkie elementy małej architektury. Dziwne, że Straż Miejska nie potrafi wyegzekwować utrzymania porządku tylko ma pretensje do Administracji Osiedla. Kto wie czy nie największym problemem tego osiedla jest anonimowość mieszkańców. Znają się przeważnie ludzie z mieszkań zakładowych, zintegrowani przez pracę. W blokach jest duża rotacja mieszkańców, wiele lokali wynajmują studenci. Ludzie się nawzajem nie znają. Nie utrzymują więzi sąsiedzko - towarzyskich. Nic dziwnego zatem, że nie garną się tłumnie do wspólnych wycieczek, ciekawych, tanich imprez, dostosowanych do możliwości wiekowych uczestników, jakie zostały przez osiedle zorganizowane do Krakowa i ostatnio do Lwowa.

 

Podczas dyskusji Rady Osiedla z kierownikiem Administracji pada smutny wniosek, że "wyjście na przeciw" mieszkańcom wielokrotnie mijają się z celem. Brakuje chętnych nawet na organizowane przez lata wigilijne kolacje dla samotnych. Mimo tego, że członek Rady Osiedla Andrzej Caban, "osiedlowy taksówkarz" chętnie zawiezie i przywiezie mieszkańców na te świąteczne spotkania. Pada konstatacje, że ludzie po prostu zamknęli się w "czterech ścianach" i nie chcą wyjść z domu. Wolą żyć sami dla siebie. Tylko, z takiego bezosobowego życia, braku więzi między ludźmi wynikają różne problemy. Zdarzyło się bowiem , że ktoś mieszkający samotnie umarł i. nikt długo o tym nie wiedział.

 

Rada Osiedla i Administracja, za pośrednictwem Wspólnych Spraw, zachęcają zatem mieszkańców Osiedla Graniczna do większego uczestnictwa w działalności kulturalnej, do tego aby bardziej się "otwierali" na propozycje istniejące już w tej mierze. Natomiast jeżeli sami mają pomysły na inne, ciekawe formy spędzania wolnego czasu, to zostaną one chętnie rozważone.
URSZULA WĘGRZYK

(Artykuł ze "Wspólnych Spraw" - październik 2008 r.) 




 
 
Osiedla


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.
Więcej informacji: Polityka prywatności (Cookies-RODO)