2016-12-19

Optymistyczne zapowiedzi

 

Prezes Zarządu KSM:

mgr Krystyna Piasecka

 

W powszechnym obiegu językowym znajduje się wiele różnego typu wypowiedzeń, bon motów, anegdot, karkołomnych zwrotów językowych, lapsusów i słów z nowomowy jakie „serwują" nam – już to politycy lub tak zwani celebryci (obu grupom najczęściej owe słowa, jak później twierdzą, mimo woli się wymsknęły lub tp.) – już to twórcy-artyści, ale oni czynią to całkiem świadomie. Powiedzenia te stają się krótkotrwałymi porzekadłami, niekiedy nawet aspirują do zostania nowym przysłowiem. Wspomnę takie różnorodne przykłady, jak: oczywista oczywistość; nie chcę ale muszę; mordo ty moja; jestem za a nawet przeciw; małpa w czerwonym; plusy dodatnie i ujemne; normalnie – to tak jak powinno być; nikt nas nie przekona – że białe jest białe a czarne jest czarne; Wersal się skończył; koalicja trwała – trwa i trwa mać... Przykładów jest ogromnie wiele.

 

Wypowiedzenia te (bez względu na zapamiętane lub zapomniane ich autorstwo) zaczęły żyć w naszym języku obiegowym w sensie znaczeń dosłownych, jak i ironicznych. I właśnie (wybaczcie) sięgam po jedno z nich, po Wałęsowskie: nie chcę ale muszę – bo jak raz pasuje mi do tematyki tego felietonu.

 

Nie aspiruję do tego, wcale nie chcę być „cytowanym klasykiem", ale muszę przytoczyć pewien akapit ze swojego felietonu, opublikowanego w tegorocznych, czerwcowych „Wspólnych Sprawach" (nr 6/303): „Programowi tanich i szeroko dostępnych mieszkań dla Polaków tylko przyklasnąć. Ale dlaczego nie wzbogacić go poszerzając ofertę o włączenie spółdzielczości mieszkaniowej z jej sprawdzoną formą mieszkań lokatorskich, efektywną i jak dotąd najtańszą (w Polsce i na całym globie – czego dowodzą światowe statystyki)?! To wcale nie retoryczne pytania. Sternicy nawy państwowej powinni się nad nimi pochylić i udzielić spółdzielczości odpowiedzi takiej, od której przybędzie dalszych mieszkań. Budowanie i eksploatacja mieszkań przez spółdzielnie w Polsce, Europie i świecie na zasadzie „non profit" ma przecież wieloletnią historię i jest standardem powszechnie funkcjonującym."

 

Minęło kilka miesięcy od wiosennego sygnału i w podjętej 27 września 2016 roku uchwale Rady Ministrów w sprawie przyjęcia „Narodowego Programu Mieszkaniowego" – potocznie zwanego: „Mieszkania plus" (na wzór „Rodzina 500+") z zadowoleniem czytam (i poniżej cytuję z dokumentu opublikowanego na stronie internetowej Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa www.mib.gov.pl), że uwzględnia się w programie także spółdzielnie mieszkaniowe i inne formy spółdzielczości:

 

– „Dodatkowo, spółki gminne oraz spółdzielnie mieszkaniowe i towarzystwa budownictwa społecznego, będą mogły ubiegać się o preferencyjne kredyty w Banku Gospodarstwa Krajowego – z dopłatą budżetową – na budowę społecznych mieszkań czynszowych lub spółdzielczych lokatorskich. W tym przypadku czynsz nie będzie wyższy niż 5 proc. wartości odtworzeniowej."

 

– „Program stwarza możliwość oszczędzania – na zakup, budowę oraz remont mieszkania lub domu jednorodzinnego – na tzw. subkontach mieszkaniowych: Indywidualnych Kontach Mieszkaniowych. Środki mają być gromadzone na IKM, założonych w bankach i spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych. Oszczędności będą zwolnionie z podatku dochodowego od zysków kapitałowych."

  

– „Założono rozwój spółdzielczości mieszkaniowej w segmencie dostępnych mieszkań. Przygotowana zostanie nowelizacja ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych."

 

Teraz czekać trzeba na szczegóły (a w nich zawsze przecież... diabeł siedzi).

 

Powróci normalność – ta jaka powinna być – jeśli spółdzielnie znów będą mogły (na równi z innymi podmiotami gospodarczymi): – budować mieszkania nie tylko na własność, ale i na warunkach lokatorskich, na wynajem; – korzystać (na powszechnych zasadach) z systemu dofinansowań; – otrzymywać wsparcie na inwestycje termomodernizacyjne i remonty; – rozwiązać problem pieniędzy zgromadzonych przez indywidualne osoby na mieszkaniowych książeczkach oszczędnościowych (skoro mają być utworzone nowe, oszczędnościowe Indywidualne Konta Mieszkaniowe).

 

Ponieważ w uchwalonym programie wspomina się także o „rozwoju mieszkalnictwa wspomaganego (np. chronionego)", a także zapowiada „uwzględnienie w polityce mieszkaniowej grup o specjalnych potrzebach mieszkaniowych, w szczególności osób starszych i niepełnosprawnych", chcę w tym miejscu przypomnieć, że w budynkach, jakie Katowicka Spółdzielnia Mieszkaniowa budowała po roku 1990 (mimo braku preferencji i dofinansowań) tego typu mieszkania były uwzględnione i na miarę możliwości utworzone zostały warunki dla osób niepełnosprawnych.

 

Nie zdołaliśmy natomiast uruchomić, nawet wstępnie, opracowanej (programowo i technicznie) na początku lat 90-tych propozycji budowy mieszkań dla osób w wieku senioralnym. Przeszkodą przede wszystkim stał się oczywiście brak możliwości finansowania tego typu przedsięwzięcia (bo kredytowanie budownictwa mieszkaniowego zostało skomercjalizowane) oraz – nadany wolą członków naszej Spółdzielni – priorytet realizacji bardzo szerokim frontem wieloletniego programu remontowego i działań energooszczędnych w zasobach już istniejących. Mam nadzieję, że teraz, w najbliższym czasie, sytuacja ta – po faktycznym wdrożeniu w życie programu „Mieszkanie plus" – zmieni się na lepsze. „Gruntami" pod mieszkaniówkę KSM jeszcze dysponuje, więc jeśli będzie przyzwolenie członków dla takich inwestycji i będzie temu przyświecało „zielone światło" pozwoleń prawnych oraz wsparcie materialne państwa – to niewątpliwie będziemy chcieli podjąć też i tego typu inwestycje.

 

Klimat po temu chyba jest, bo od czasu do czasu członkowie się pytają czy Spółdzielnia nie zdecydowałaby się na budowę takich „specjalistycznych" budynków z lokalami dla spółdzielców – seniorów, do których mogliby się przeprowadzić np. ze znanymi sobie sąsiadami. Zapowiedzi nowych rozwiązań są dość optymistyczne. Niechaj więc w przyszłym roku zostaną pomyślnie zrealizowane podwaliny prawno-finansowe, uwzględniające i tę grupę potrzeb społecznych. Dobrą niech się też okaże zwiastowana kolejna nowelizacja ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Mieliśmy dotąd wprawdzie zmian w niej sporo, ale w zdecydowanej większości (w naszej ocenie) niekorzystnych w skutkach dla wielomilionowych rzesz spółdzielców i spółdzielczych organizacji wspólnotowych, a także często będących w sprzeczności z Konstytucją RP i wymagających choćby z tego tytułu kolejnych poprawek.

 

Patrzenie w przyszłość – tak częste na przełomie roku – jest nam potrzebne nie tylko w tej ogólnokrajowej skali, ale nade wszystko na tym naszym KSM-owskim „podwórku". Jeszcze trwa listopadowo-grudniowa tura zebrań osiedlowych, w których uczestniczyć mogą, przedstawiając swe oceny i opinie, wszyscy członkowie interesujący się sprawami Spółdzielni, sprawami swego osiedla, swojego budynku. Na doroczne Zebrania Osiedlowe mają wstęp także nie-członkowie, jeśli są mieszkańcami danego osiedla.

 

Materiały do przemyśleń w formie stosownych sprawozdań, jak i zamierzeń na najbliższy rok, wszyscy mogą poznać jeszcze przed zebraniem w swoim osiedlu, bowiem w formie pisemnej są one dostarczane każdemu z mieszkańców za pośrednictwem przypisanej do danego lokalu (w każdym budynku) skrzynki pocztowej. Jak pokazuje życie zastosowana przez naszą Spółdzielnię praktyka okazała się bardzo pożyteczna, tak ze względu na oszczędność czasu na Zebraniu (nie trzeba zajmować go na przedstawianie, czy odczytywanie udostępnionych na piśmie treści poszczególnych wystąpień), jak i na merytoryczność dyskusji.

 

Zbilansowaniem zebrań (podsumowaniem wniosków z dyskusji) przyjdzie się zająć po odbyciu wszystkich zgromadzeń. Ale już teraz, pod wewnątrzspółdzielczą dyskusję, pragnę poddać dwa (na razie) tematy w sprawach, jakie będzie trzeba prędzej czy później w Spółdzielni podjąć i się z nimi zmierzyć.

 

Spora część naszych zasobów to domy mieszkalne o niskiej zabudowie, to jest zrealizowane w obowiązującym w czasie ich wznoszenia normatywie do 5 kondygnacji – parteru i czterech pięter, ale bez wind. Ówcześnie „atrakcyjnymi" mieszkaniami przy ich zasiedlaniu wcale nie były te usytuowane na parterze czy I. piętrze. Zabiegano dość powszechnie raczej o lokale te usytuowane wyżej, bo to i hałas uliczny mniejszy, i widok z okna ładniejszy. Minęły dziesięciolecia. Nie tylko zestarzały się budynki, ale wraz z nimi i ich mieszkańcy. I to, co było ongiś synonimem atrakcyjności, stało się przyczyną znacznych niedogodności. Na IV. piętro z trudem się wchodzi po tym siódmym czy ósmym „krzyżyku". Stąd pojawiają się prośby: – niech Spółdzielnia dobuduje windy. Życzeniu takiemu nic zarzucić nie można.

 

Technicznie nie ma w tym zakresie dzisiaj rzeczy niemożliwych, chociaż w większości przypadków wcale do łatwych one nie należą. Kwestie techniczne to jedno, a skąd wziąć na to środki finansowe – to drugie. Zwłaszcza, gdy skomplikowane uwarunkowania realizacyjne mogą powodować, iż ze względu na koszty, daleko idące przebudowy domu mogą się okazać finansowo nieopłacalne. Bo może taniej by było istniejący, a nie spełniający już współczesnych oczekiwań, budynek wyburzyć i postawić w to miejsce inny, odpowiadający obecnym definicjom komfortu zamieszkania? – ale to już odrębny temat.

 

Zadanie – postulat – głoszący potrzebę tego rodzaju modernizacji z punktu widzenia wnioskodawców jest zatem z reguły słuszny – ale z drugiej strony wymaga nie tylko pomysłu technicznego, jak go ewentualnie urzeczywistnić, odpowiedniego przygotowania dokumentacyjnego, całej masy uzgodnień, pozwoleń itd., lecz i przede wszystkim – wspomnianych już pieniędzy. Sporych pieniędzy. „Zaskórniaków" w spółdzielczej kiesie nie mamy. Jest w niej tyle i tylko tyle pieniędzy, ile w miesięcznych opłatach za mieszkania wszyscy razem uiszczą (a pamiętajmy także o ponad 10 milionach zaległości w opłatach miesięcznych za użytkowanie lokali). Nadto problem nie jest powszechny, wszak budynki wysokie windy posiadają. Dotyka on zatem tylko części spośród spółdzielców, co oznacza, że ogół członków Spółdzielni nie jest i raczej nie będzie skłonny do „zasponsorowania" dźwigów osobowych tym, którzy mieszkają w „czteropiętrowcach". Taki wydatek musi obciążyć zatem tylko ich. A to już ze zrozumiałych względów (spółdzielcy zazwyczaj nie są nadmiernie zasobni) mniej się podoba i jest istotnym ograniczeniem realizacji postulowanych ulepszeń.

 

Rozwiązaniem pomocowym mogła by być np. zmiana wysokości budynków poprzez ich nadbudowę, gdyż znaczną część wydatków modernizacyjnych mogliby pokryć przyszli mieszkańcy, tzn. ci, którzy zamieszkaliby np. na V. piętrze, gdyby dobudować w tych niskich budynkach następną kondygnację. Przykłady inwestycji tego typu obserwujemy np. po sąsiedzku w Niemczech. Dom zyskuje dodatkowe powierzchnie do „oczynszowania" – czyli źródło dodatkowych wpływów na koszty utrzymania części wspólnych nieruchomości (oraz sporą część środków finansowych na koszty nadbudówki i wprowadzenia wind, bo ze sprzedaży zrealizowanych tam nowych mieszkań). Wtedy również (być może) dałoby się sięgnąć po pomocowe, zewnętrzne środki. Ale czy na takie przemiany członkowie zamieszkali w naszej Spółdzielni – szczególnie ci z niskich budynków i bez wind – daliby przyzwolenie? Postulując i oczekując na wygodną (i na pewno dla wielu potrzebną) windę, należy równocześnie mieć nieustannie świadomość konieczności poniesienia całości wydatków, albo tam gdzie jest taka możliwość, poniesienia wprawdzie części wydatków, a także – w okresie inwestycji – przeżycia „na własnej skórze" niemożliwych do uniknięcia udręk robót budowlanych.

 

Drugą kwestią do bardziej powszechnego przedyskutowania i znalezienia konsensusu między interesem ekonomicznym a społecznym, jest zjawisko pogłębiającej się rotacji najemców lokali użytkowych wbudowanych w strukturę budynków oraz ilość tzw. pustostanów w wielorodzinnych budynkach. To jeszcze nie nagminne, ale już coraz częstsze, że lokale te stają się niewykorzystanymi, m.in. na skutek postępującej w mieście ekspansji dużych sieci handlowych i marketów – tak przecież skutecznie konkurujących swoimi ofertami z małymi lokalami, sklepikami i punktami usługowymi, zarówno godzinami handlu, podażą towarową, cenami, itd.

 

Stojące puste, a więc nie pracujące na rzecz spółdzielców lokale – niczemu i nikomu nie służą i nie przynoszą też dochodu. Dlatego coraz częściej rozważa się co z nimi robić? Czy zasadnym będzie, by tam, gdzie mają stosowne parametry, przekształcać je na mieszkania? Może zagospodarowaniem mniejszych powierzchni (na różnorakie użyteczne i nieuciążliwe dla otoczenia cele) zainteresują się mieszkańcy budynków poprzez wykup takich lokali (bo są one – jako mienie Spółdzielni – wyodrębnione z części wspólnej nieruchomości)? Zorganizować by to można w drodze ogłoszenia konkursu ofert lub przetargu (ze wskazaniem tychże celów, którym miałyby służyć nabywcom). A może są jeszcze inne pomysły?

 

Do wszystkiego musimy podchodzić z sensem i po gospodarsku. Społeczna akceptacja zmian (między innymi rozważanych w tym felietonie) musi iść w parze z rachunkiem ekonomicznym. To kanon zasad spółdzielczych, których się trzymamy. I wierność im pozwala nam zawsze patrzeć z nadzieją i optymizmem w przyszłość. Tak też spoglądamy w zbliżający się kolejny rok, tak bardzo ważny dla Katowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej, bo wieńczący 60-lecie naszego istnienia. Liczymy też na Państwa – członków KSM, Czytelników – pomysły, wskazówki, podpowiedzi.

 

Szanowni Członkowie, Szanowni Mieszkańcy Spółdzielni, Szanowni Czytelnicy moich refleksji – pozwólcie, że skorzystam w tym miejscu – ze sposobności i złożę Wam oraz Waszym rodzinom – z okazji bliskich już Świąt Bożego Narodzenia i u progu Nowego Roku – najserdeczniejsze pozdrowienia i życzenia:

Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego 2017 Roku!

Z poważaniem

KRYSTYNA PIASECKA



     

 
 
Wiadomości


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych.
Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia.
Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.
Więcej informacji: Polityka prywatności (Cookies-RODO)